L O A D I N G
blog banner

Wolontariat za granicą

W swoich wpisach często narzekałem na oferty „pracy” w Polsce. Narzekałem, że firmy najczęściej chcą przyjmować na bezpłatne staże lub praktyki, co w praktyce oznacza wykonywanie pracy przez 3 miesiące w zamian za bezwartościowy papierek. Pracodawca nie tylko ma darmową siłę roboczą, ale również urząd pracy na tym zyskuje – poprawiają sobie statystyki. Wszyscy są zadowoleni, nawet praktykant, który nie ma pojęcia, iż na koniec stażu lub praktyki otrzymuje papier toaletowy.
 
Narzekałem również na przyjmowanie do pracy na umowy śmieciowe z bardzo niską stawką godzinową, która często nawet nie wystarcza na pokrycie dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego. Czyli jeżeli nie jesteś studentem, nie masz szans, choćbyś był w danej dziedzinie fachowcem. Takie życie.
 
Jednak to, co przeczytałem na pewnym portalu podróżniczym, zwaliło mnie z nóg i przekonało, że w Polsce nie jest tak źle.
 
Portal opublikował artykuł o dziesięciu najlepszych sposobach na spędzenie wakacji za darmo (płaci się tylko za przelot). Oczywiście był to przedruk z innego portalu po przetłumaczeniu przekształcony w tzw. slajdowisko, czyli zamiast jednej podstrony internauci muszą zobaczyć 10 podstron, co sztucznie podnosi statystyki, a wydawca dzięki temu może negocjować wyższe stawki z reklamodawcami. Normalna sytuacja na rynku.
 
Ale przejdźmy do rzeczy. Większość propozycji to wolontariat w egzotycznych krajach – płacisz jedynie za bilet lotniczy, w zamian za wykonywaną pracę masz zapewniony nocleg i wyżywienie. Taki wolontariat modny jest od lat wśród studentów. W dni wolne od pracy zwiedzają kraj.
 
Czytelnicy jednak nie pozostawili suchej nitki na artykule. W komentarzach zwrócili uwagę na fakt, iż wolontariat w egzotycznych krajach jest płatny. Co to oznacza? Wyjeżdżasz do egzotycznego kraju, pracujesz po 8-12 godzin dziennie i jeszcze za to płacisz. I to niemało.
 
Na przykład za wolontariat przy ochronie żółwi w Kostaryce przez dwa tygodnie trzeba zapłacić od 1400 do 2500 dolarów (wyżywienie i nocleg w cenie, za bilet lotniczy musimy zapłacić osobno). Z kolei za wolontariat przy słoniach w Tajlandii zapłacimy w przeliczeniu 1300 złotych za tydzień, jak podał jeden z czytelników.
 
Co ciekawe, fundacje organizujące tego typu wolontariaty nie mogą opędzić się od chętnych. Organizują konkursy, żądają CV, podnoszą opłaty, a i tak znajduje się mnóstwo zainteresowanych udziałem w modnych wolontariatach. Bo przecież to ładnie brzmi w CV.
 
Swoją drogą, fundacje i miejscowi nieźle na tym zarabiają. Nie dość, że mają darmową siłę roboczą, to jeszcze wolontariusz płaci za możliwość pracowania za darmo. Dzięki jednemu wolontariuszowi mogłoby powstać 10 etatów dla miejscowych, ale jak znam życie, 1-2 osoby zgarną niemal cały zysk, dla reszty pozostaną ochłapy.
 
Nie potrafię się odnaleźć w tym świecie. Komercjalizacja jest niesamowita. Jedni dorabiają się majątku na pracy innych, inni harują i nic z tego nie mają. Bezsens. Każdy dzień mnie dobija.