L O A D I N G
blog banner

Rynek pracy a bajki z młodości

Praca to jeden z najważniejszych aspektów życia człowieka. Mnie się nie udało, ale chciałbym się z wami podzielić moimi spostrzeżeniami na temat tego, co się mówi w młodości i jak to się ma do rzeczywistości w dorosłym życiu.

Moim powołaniem jest zawód kronikarza. Cóż, taką mam osobowość. W dzisiejszych czasach tacy ludzie są niepotrzebni. Mógłbym zostać dziennikarzem, ale nie jestem bezwzględną hieną, która na siłę szuka sensacji, nie cofnie się przed niczym dla wyższego nakładu lub większej liczby kliknięć. Dziennikarzami zostają też stażyści pracujący za darmo, więc kto zatrudni kogoś na stałe, skoro ktoś inny będzie robił to samo za darmo. Jakość nie gra roli, liczy się zarobek. Prowadzę własne strony i blog podróżniczy, ale przegrywam z tymi, którzy nie są blogerami, tylko blagierami, czyli nie blogują a blagierują, co według Słownika Języka Polskiego oznacza „mówić rzeczy niepokrywające się z prawdą w celu wywarcia na kimś wrażenia”.

Nie mogę spieniężyć swojej wiedzy i umiejętności, a więc od otoczenia słyszę (tym razem nie najbliższego), że jestem nieudacznikiem, powinienem całkowicie zrezygnować ze swoich zdolności, ambicji, wziąć najmniej płatną pracę i robić coś, czego nienawidzę, byle mieć najniższą krajową. Oczywiście pominę aspekty zdrowotne utrudniające lub uniemożliwiające wykonywanie niektórych prac, ale pokażę wam, jak w człowieku narasta konflikt wewnętrzny.

W szkole podstawowej i średniej różni nauczyciele oraz doradcy zawodowi wmawiali mi, iż trzeba się kształcić w kierunku, w którym mamy predyspozycje, rozwijać swój talent, umiejętności, a wtedy na pewno znajdziemy pracę, która nas będzie satysfakcjonowała, będziemy się spełniać, a tym samym doskonalić w zawodzie.

Podczas studiów często mówiono „chcieć to móc”, „dla chcącego nic trudnego” i tym podobne bzdury. Z początku naprawdę wszystko wyglądało tak, iż lata spędzone na nauce języków słowiańskich, historii, a także kultury tego kręgu językowego przyniosą efekty. Niestety, skończyło się tym, że jako jedyny w historii kierunku nie zostałem przyjęty na studia doktoranckie, a do dziś jestem na różnych czarnych listach, uniemożliwiających pracę w zawodzie.

Do dziś słyszę bajki typu „jeżeli jesteś w czymś naprawdę dobry, to prędzej czy później odniesiesz sukces”. A tak naprawdę sukces odnoszą ludzie bezwględni, wyrachowani, ludzie z układami, pozerzy i lanserzy. Jako zwykły człowiek nie masz szans na sukces, bo inni będą w tobie widzieć zagrożenie, więc nie dopuszczą cię do stanowiska.

Większość moich kolegów z podwórka zdobyło konkretne zawody, pracują na kopalniach, inni na budowach, jeszcze inni w branży informatycznej. Część wyjechała za granicę, gdzie się odnaleźli. Tych, którzy odnieśli sukces we własnym biznesie, można policzyć na palcach jednej ręki. Natomiast nie powiodło się najczęściej tym, którzy chcieli coś osiągnąć, byli ambitni, a różne sploty wydarzeń przeszkodziły w osiągnięciu celu.

Mogę sobie zadawać pytanie, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym po szkole średniej poszedł do byle jakiej pracy, zrezygnował z rozwijania talentu, studiowania kierunku, który mnie od dawna interesował, a zamiast tego pracowałbym za najniższą krajową, chłonąc wszystkie informacje w mediach jak gąbka. Byłbym szczęśliwy, nie wiedziałbym, ile tracę, nie znałbym mechanizmów rządzących światem. Być może nie straciłbym sił i zdrowia.

Śmieszą mnie poradniki o tym, jak zaimponować rekruterom, jak pisać CV i listy motywacyjne. Kiedy zobaczyłem, jacy ludzie po studiach bohemistycznych w Polsce oraz polonistycznych w Czechach pracują jako specjaliści od rekrutacji (sami niewiele umieją), zdałem sobie sprawę, że nigdy nie przeszedłbym przez sito kwalifikacji. Ja po prostu nie pasuję do tego świata. Osobowością, umiejętnościami, poglądami i wiedzą.  Próbowałem oszukać przeznaczenie, a to się musi źle skończyć.

Z drugiej strony czy wszyscy muszą być tacy sami? Czy każdy musi być specjalistą od języka angielskiego, budowlańcem albo mechanikiem? Irytuje mnie ten rozdźwięk pomiędzy tym, czego mnie uczono, a jak teraz wyglądają oczekiwania otoczenia. Czy naprawdę trzeba porzucać ambicje, palić za sobą wszystkie mosty, rezygnować z tego, co kochacie robić?

Wielokrotnie słyszę argument, że inni harują do upadłego za psie pieniądze, aby tylko utrzymać rodzinę. Wstają o 4 rano, wracają do domu o dwudziestej, funkcjonują dzięki kofeinie i napojom energetycznym, często dodatkowo muszą spłacać kredyt na 30 lat, bo chcą mieszkać samodzielnie. Wszystko wygląda świetnie, dopóki jest zdrowie i siły. Kiedy przyjdzie choroba, człowiek uświadamia sobie bezsens tej gonitwy za pieniędzmi. Okazuje się, że tak naprawdę nic z życia nie miał, a emerytury nie dożyje. Dla wielu moich znajomych szczytem szczęścia jest nowy sprzęt elektroniczny, markowe ciuchy, samochód, byle tylko znajomi zazdrościli. Ja mam inne priorytety. Czy jestem normalny? Powinienem być taki jak inni, a nie potrafię. Nie zmienię tego, więc nie odnajdę się w rzeczywistości.

Mówią mi również, że strony internetowe i blogi to zajęcie dobre na weekend. Fakt, można zrobić w ciągu jednego dnia kilka artykułów będących kompilacją informacji na innych stronach internetowych, dodać zdjęcia z Wikipedii lub inne Creative Commons i ustawić WordPress na dodawanie artykułów raz w tygodniu ewentualnie raz na miesiąc dokądś pojechać, a większą podróż odbyć podczas urlopu. Tylko jest jeden problem – jeżeli chcecie tworzyć coś ambitniejszego, od siebie, z autorskimi materiałami, wymaga to o wiele większego wysiłku. Nie jest problemem skompilowanie kilku artykułów, natomiast stworzenie artykułu od siebie trwa o wiele dłużej, nie mówiąc o wyjeździe w dane miejsce. Jeżeli publikujecie regulanie, również poświęcacie więcej czasu. Są tacy, którzy się z tego utrzymują, ale poziom zdecydowanej większości promowanych stron i blogów woła o pomstę do nieba. Nie potrafię robić z siebie idioty dla większej liczby lajków, kliknięć i komentarzy, przez co jestem nieudacznikiem. A to właśnie „ruch” się liczy.

Spotykam też na swojej drodze ludzi sukcesu – fałszywych, prymitywnych, zadufanych w sobie, przekonanych o własnej nieomylności. Pełni pogardy dla innych są duszą towarzystwa, mają mnóstwo znajomych na Facebooku, uchodzą za intelektualistów i wzory do naśladowania. Mnie napawają obrzydzeniem. Nie potrafię zachwycać się zachowaniem będącym połączeniem arogancji, wulgarności, chamstwa. Nie odniosę więc sukcesu. Lepiej mieć znajomych na siłę, czy nie mieć ich wcale?

Co chciałem przez ten artykuł powiedzieć: wszystko, czego uczą, jest gówno warte. Studia nie miały żadnego sensu, to był tylko stracony czas i pieniądze w pogoni za papierem toaletowym, zwanym szumnie dyplomem. Zresztą stres w szkole podstawowej i średniej, strach przed sprawdzianami, kłopoty ze znienawidzoną matematyką – po cholerę był taki nacisk na przedmiot? Do prac typu stróż, dziadek klozetowy, czy zamiatacz chodników żadne szkoły nie są mi potrzebne. A takie prace pozostaną mi po powrocie do zdrowia.

Rozwijanie własnych zdolności, połączone z dążeniem do celu w moim przypadku okazało się drogą do grobu. Nauki humanistyczne są dziś przedmiotem drwin. Wszystkie poradniki, które czytałem przed zakończeniem nauki w szkole podstawowej (18 lat temu) i szkoły średniej (13 lat temu), można sobie wsadzić w cztery litery. Rynek pracy zmienił się o 180 stopni, postęp technologiczny jest niewiarygodny.

Moja osobowość rozwinęła się w kierunku obserwacji świata, zachodzących zmian, mechanizmów społecznych oraz manipulacji. Za późno, aby coś z tym zrobić. Z taką osobowością nie mam szans nie tylko na rynku pracy, ale także wśród rówieśników i co najgorsze – u potencjalnych kandydatek na dziewczynę lub żonę. Przy swoim bagażu doświadczeń nie będę potrafił cieszyć się na myśl o kolejnej imprezie, nie poniesie mnie spontaniczne uczucie ani nie znajdę z nikim wspólnych tematów do rozmowy. Będę uznawany za nudziarza, wyśmiewany, wytykany palcami.

W każdym społeczeństwie są takie jednostki jak ja – wyrzutki społeczeństwa. Przypominam sobie dokument o królikach żyjących na terenie pomiędzy pasu ziemi niczyjej wzdłuż Muru Berlińskiego. Zdecydowana większość królików była zadowolona z życia w spokoju, dokarmiana przez okrutnych zazwyczaj strażników. Ale nawet wśród tych królików znalazły się takie, które chciały poznawać świat, podkopywały mur i chociaż na chwilę przedostawały się na drugą stronę. I właśnie one ginęły, zabijane z powodów ideologicznych. Dokument bardzo interesujący, los i zachowanie królików w pewien sposób odzwierciedlały grupy społeczne ludzi.

Wniosek jest jeden – lepiej pogodzić się z losem, nie próbować zmienić życia, nie próbować oszukać przeznaczenia i nie wychylać się. Ambicja, próba bycia innym niż otoczenie to droga donikąd, można tylko stracić. Nie wolno iść pod prąd, walczyć ze światem, krytycznie analizować. Jeśli nie jesteś człowiekiem bezwzględnym, wyrachowanym oraz pozbawionym skrupułów – takie postępowanie zawsze doprowadzi do tragedii. Nie znajdziesz zrozumienia, nie znajdziesz bratniej duszy – będziesz coraz słabszy fizycznie i będziesz cierpiał psychicznie. Skończy się rakiem, chorobą autoimmunologiczną lub stryczkiem.

Po co o tym piszę? Abyście nie popełniali mojego błędu. Mogę pisać jedynie dla przyszłych pokoleń. Patrząc jednak na poziom tzw. gimbazy mam wątpliwości co do sensu jakichkolwiek wysiłków, aby wpłynąć na ich myślenie i postrzeganie świata.

Otoczenie powie, że użalam się nad sobą, zamiast wziąć się w garść i zmienić życie. Niestety, można się brać w garść setki razy, a kończy się zawsze tak samo. Niepowodzeniem. Takie jest przeznaczenie. Jednym się udaje wszystko, innym nic. Równowaga w świecie musi zostać zachowana.


11 lip, 2017

Gratis

27 kw., 2016

Mecz piłkarski