L O A D I N G
blog banner

Street Food – fenomen?

Do Oświęcimia zawitały na 2 dni Food Trucki. Impreza rozreklamowana na plakatach, w mediach tradycyjnych i w mediach społecznościowych. Mówię sobie – pójdę, spróbuję czegoś nowego, zobaczę, co się kryje za modą na Street Food.

Ile się naczytałem o Street Foodzie, jak to Polacy oszaleli na tym punkcie, jakie tam pyszne i zdrowe jedzenie.

W końcu poszedłem. Na Rynku może kilkanaście tzw. food trucków. Ludzi dużo, kolejki rzeczywiście ogromne, a na fanpage’ach wszyscy zachwycają się tym jedzeniem.

Wszystko było dobrze, dopóki nie spojrzałem na ceny:

Frytki – najtańsze po 10 zł (jako fritka)
Burger – od 18 złotych
Kanapka z mięsem i sosem – 21 złotych
Zapiekanka (zapieks, bo tak modne) – 12 złotych
Gałka lodów – 3,5 złotego
Pierogi – 8 zł za 4 sztuki

To tylko przykładowe ceny. Wiadomo, właściciel food trucka musi zarobić, musi opłacić składki, pracowników i lepszy towar niż w sieciówkach. Ale ceny to gruba przesada. Poza tym jedzenie wprawdzie może być smaczne, ale na pewno nie zdrowe. Chyba, że ktoś ciężko pracuje fizycznie i potrzebuje dużej dawki kalorii.

Sądząc po kolejkach, to Polacy rzeczywiście oszaleli na punkcie tzw. street foodu. Ja jednak nie. Dla mnie to tylko krótkotrwała moda i zawyżanie cen do granic możliwości – skoro modne, ludzie i tak zapłacą. I płacili. Jeśli oceniać sytuację materialną Polaków przez pryzmat powodzenia, jakim cieszyły się stoiska, jest ona bardzo dobra.

Nie potrafię zrozumieć tego fenomenu. Czyżby to kolejne zjawisko nakręcone przez agencje marketingowe i tzw. influencerów? Czy coś kupiłem? Nie ma mowy. Wolę tradycyjny obiad.