L O A D I N G
blog banner

Każdy jest kowalem własnego losu?

Nie wiem, jak długo w życiu może trwać zła passa i dlaczego tak jest. Coraz bardziej zaczynam wierzyć w przeznaczenie – po prostu jednym udaje się wszystko, innym nic. Bez względu na to, co zrobią. Nie ma więc sensu walczyć z przeznaczeniem, starać się, próbować dojść do czegoś w życiu. I tak się nie uda. Cokolwiek zrobilibyście.

 

Irytują mnie powtarzane przez „szczęśliwych idiotów” modne slogany „chcieć to móc”, czy „każdy jest kowalem swojego losu”. To bzdura. Wszystko zależy od tego, w jakiej rodzinie się urodzisz, jak zostaniesz wychowany, później od ludzi na twojej drodze. Przecież nie masz wpływu na to, na jakiego trafisz lekarza, sędziego, czy kierownika kierunku.

 

Moje życie byłoby zupełnie inne, gdyby nie kaprys kilku osób na uczelni – po prostu zdecydowali, że mnie zniszczą, a ja naiwnie wierzyłem w bezstronny wymiar sprawiedliwości. Nie przypuszczałem też, że polscy czechofile są aż tak tępi i tak zaślepieni miłością do tej bananowej republiki. Ich głupoty nie da się opisać. Niestety, to oni będą „szczęśliwymi idiotami”, którym udaje się wszystko.

 

Gdybym dostał się na studia doktoranckie miałbym stypendium, mógłbym się starać o wysokie granty na badania, nie musiałbym wracać do miejsc, gdzie nie mam szans na jakieś wybicie się. Mógłbym dorobić, ułożyć sobie życie z ukochaną osobą. Pewnie nie miałbym też tylu kłopotów zdrowotnych. Ale komuś się nie podobało, więc nie dostałem się jako jedyny w historii kierunku. Każdy jest kowalem swojego losu – motto szczęśliwych idiotów.

 
Ale wydawało się, że przetrwałem najgorsze, była szansa na współpracę z poważnymi firmami. Gdyby się udało, po odliczeniu składek ZUS i podatków miałbym chociaż kilkaset złotych miesięcznie, miałbym perspektywy rozwoju, czułbym sens tego, co robię. Niestety, znów klapa. Dlaczego? Nawet nie przyślą wyjaśnienia, więc w przyszłości niczego nie udowodnię, tak jak w przypadku uczelni.

 

Dwie cudze decyzje przekreśliły praktycznie wszelkie szanse na jakąkolwiek karierę. Do tego „najlepszy polski sędzia” Konrad Gwoździewicz – jakiego trzeba mieć pecha, żeby na kogoś takiego trafić spośród tylu sędziów? Jakiego trzeba mieć pecha, żeby to właśnie w tym samym czasie, kiedy moja sprawa trafia do Polski, ktoś taki został przeniesiony do sądu w Oświęcimiu? Trzeba mieć niesamowitego pecha. Ale widocznie takie jest przeznaczenie.

 

Rok 2015 zakończył się dla mnie poważnymi kłopotami zdrowotnymi. Jeżeli leczenie się nie powiedzie, będzie bardzo źle. Do końca 2009 roku wydawało się, że moje życie będzie piękne i stabilne. Czarna seria trwa już szósty rok.


8 kw., 2016

Aborcja