L O A D I N G
blog banner

Jak portal ukradł blogerce zdjęcie

W świecie blogów i portali turystycznych wybuchła afera. Najbardziej znany polski portal z promocjami wykorzystał zdjęcie jednej z blogerek bez jej zgody i wiedzy.  Blogerka dowiedziała się o tym po jakimś czasie i nagłośniła sprawę na swoim blogu. Wcześniej bez powodzenia pisała do właścicieli portalu  Jak zwykle, reakcje są skrajnie różne – duża część internautów potępia blogerkę za dochodzenie swoich praw, bo przecież w internecie nie ma czegoś takiego jak prawa autorskie.  Właściciele portalu również bagatelizują sprawę, właściwie nic się nie stało, wątek o kradzieży przenieśli już do części zamkniętej forum, bo przecież nie można pozwolić na krytykę.

Więcej: http://duze-podroze.pl/fly4free-kradnie-zdjecia-czy-ciebie-to-obchodzi/

Oczywiście to bzdura, bo prawa autorskie obowiązują, jedyny wyjątek to tzw. prawo cytatu, które w tym przypadku nie zostało spełnione. Jak pisałem w innych postach, internet zrobił się wielkim śmietniskiem – poziom portali oraz blogów dramatycznie spada, liczą się jedynie wyświetlenia, polubienia, miejsca  w wyszukiwarkach, kliknięcia. Trzeba pisać jak najwięcej i jak najszybciej.  Nie ma miejsca na wiarygodność, rzetelność, trwa wyścig szczurów.  

Co mnie boli – portal, który ma setki tysięcy fanów i przynosi ogromne zyski wykorzystuje cudze zdjęcie, choć na różnych stronach dostępnych jest mnóstwo zdjęć na licencji Creative Commons i GNU, czyli można publikować w dowolnym celu za podaniem autora. Ja również korzystam z tych zdjęć, jak też udostępniam większość swoich zdjęć na tej licencji. Fakt, nie są to jakieś piękne zdjęcia, ale na tym polega cała magia – jeżeli chcesz robić piękne zdjęcia, musisz zainwestować w sprzęt, oprogramowanie, nie mówiąc o wyjazdach.  Uzasadnione są więc oczekiwania, że inwestycja się zwróci.  Co innego zwykłe zdjęcia bez obróbki, robione starym aparatem.  Jest oczywiście druga strona medalu, bo skoro można mieć zdjęcia za darmo, to mało kto kupi później zdjęcia płatne. Wszyscy patrzą, jak obniżyć koszty. A wystarczyłoby wykupić abonament w jakimś banku zdjęć i nie byłoby problemu. Taki ogromny portal na pewno na to stać.

Jak się okazało po wpisach kilku dociekliwych internautów, portal podobno nie po raz pierwszy wykorzystał cudze zdjęcia bez wiedzy i zgody autorów, nawet nie podał źródła. Czy to coś dziwnego? W dzisiejszym świecie nie. Wystarczy przejrzeć artykuły z mediów nie tylko bulwarowych – na potęgę wykorzystują prywatne zdjęcia opublikowane na Facebooku lub Instagramie bez wiedzy i zgody opisywanych osób. Całe portale z „humorystycznymi” memami bazują na skradzionych zdjęciach z portali społecznościowych, naruszających prywatność osób. Czy kogoś to obchodzi? Poza poszkodowanymi chyba nikogo, liczy się bowiem atrakcyjność artykułu, wrażenia estetyczne i inne tego typu bzdety.  Tak samo jest z wiarygodnością – dziennikarze napiszą kłamstwa, czytelnicy się pośmieją,  środek masowego przekazu zarobi, a kogo obchodzi jakiś tam śmieć. Ważne, żeby była zabawa.

Blogerzy oczywiście również nie są święci. Nie mówię tu o autorce tego konkretnego bloga, po prostu niemal wszyscy od wszystkich odpisują, powstaje mnóstwo bzdurnych artykułów będących komplikacją wpisów na innych blogach, kradnie się pomysły. Pisanie czegoś kreatywnego nie ma większego sensu, bowiem później lekko pozmieniane fragmenty artykułu znajdziecie na dziesiątkach innych, bardziej renomowanych stron, które zarabiają na „swojej” twórczości, nie mówiąc o tym, iż większość bazuje na artykułach z Wikipedii.

A zdjęcia? Cóż, ja udostępniam swoje zdjęcia z Oświęcimia i części innych miast na licencji Creative Commons, czyli można wykorzystywać bez przeróbek, za podaniem nazwiska autora. Dlaczego to robię? Po pierwsze ja również wykorzystuję zdjęcia Creative Commons, po drugie szkoda, aby zdjęcia mające wartość archiwalną (pokazujące miejsca, których już nie ma) zmarnowały się po mojej śmierci, bo przecież nie będę miał ich komu zostawić.  Zdjęcia są wykorzystywane przez różne strony i profile na Facebooku. Część podaje nazwisko autora i źródło prawidłowo, część nie podaje nic, inni podają jako źródło internet lub Creative Commons. Boli to, bo jednak człowiek chciałbym coś po sobie zostawić, nawet takie nazwisko przy zdjęciu nieistniejącego budynku w jakimś muzeum byłoby swego rodzaju satysfakcją.

Co najgorsze, podobne sytuacje widzę na blogach najbardziej znanych blogerów podróżniczych. Wypromowanych przez media blogerów zarabiających na swoich blogach, profesjonalistach, którzy powinni już znać podstawy wykorzystywania zdjęć w internecie.  Zresztą denerwuje mnie też opisywana wcześniej postawa – „kto mnie zaprosi i zapłaci, tego pochwalę”.  Wychwalanie pod niebiosa przeciętnych miejsc staje się już śmieszne. Ale taki jest świat – komercja, pogoń za sensacją, brak jakiejkolwiek przyzwoitości.  

Najbardziej mnie boli fakt, że to osoby przeciwstawiające się tym zasadom są uznawane przez tłum za osoby złe, zdeprawowane, często takie osoby są wyzywane i niszczone. Dochodzenie swoich praw to według Ślepej Ciemnej Masy histeria, użalanie się nad sobą, choroba psychiczna. Przeraża mnie to. Przeraża mnie ten bezkrytyczny zachwyt nad ludźmi sukcesu, hienami dziennikarskimi i innymi osobami bez skrupułów.

Z dużym zainteresowaniem będę śledził sprawę opisywanej blogerki.